Strategia nie jest uzupełnianiem tabelek

Kiedyś byłem przekonany, że tworzenie strategii polega na:


– uzupełnieniu szablony persony,
– zrobieniu analizy SWOT,
– wyznaczeniu celu sprzedażowego,
– zaplanowaniu KPI na każdy miesiąc,
– wybieraniu archetypu,
– określeniu wyróżników marki.

Wierzyłem, że zapisanie tych wszystkich wzorów i matryc to akt „planowania strategii”, a kiedy kończyłem ich uzupełnianie, ocierałem pot z czoła z myślą, że „strategia gotowa”.

Kolejny krok?

Adhocowe działania i luźna interpretacja założeń, które po kilku miesiącach gnicia w zmurszałym pdfie gdzieś na dysku ulatywały z pamięci.

W ostatnich latach niejednokrotnie stykałem się z firmami, które wręcz uważały „strategię” za kompletną stratę czasu – „tak, robiliśmy już milion takich strategii i warsztatów, ale nic nam to nie dawało”.

A w rzeczywistości to, co robiły, to uzupełniały kolejne bezsensowne frameworki, które w żaden magiczny sposób nie odpowiadały na pytanie – „jak osiągniemy cel?”.

Dziś rozumiem, że frameworki to co najwyżej wsparcie w określeniu kierunku myślenia, ale nie mogą one tego myślenia zastąpić.

Wszystkie te wypunktowane wyżej „protezy” możesz śmiało wyrzucić do kosza, kiedy wykorzystasz je do odkrycia praktycznych wniosków dla biznesu.

Naprawdę, umieszczenie w strategii matrycy SWOT nie ma żadnego znaczenia, dopóty, dopóki z tej analizy nie wyciągniesz niewidocznego na pierwszy rzut oka, unikalnego wniosku.

Strategia to zawsze proces prowadzący od diagnozy, przez receptę (a więc zwięzła odpowiedź na pytanie – „jak zwyciężymy?”), po spójny plan działań (odpowiedź na pytanie „co musimy zrobić, aby zwyciężyć?”).

Nie możesz zatrzymać się na pierwszym kroku, tylko odważyć się na sformułowanie „uzasadnionej opinii”, a potem jeszcze przekuć to w taktyki i operację.

Działanie oparte na procesie analizy i syntezy jest sednem strategii – nie jest nim na pewno uzupełnianie frameworków.

Mówiąc metaforycznie – nie myl młotka z wbitym w ścianę gwoździem.